środa, 25 lipca 2012

Spójrzmy prawdzie w oczy; zakładając, że prawdą jesteś Ty - oczy są w kolorze lazuru, którym podkreślam tematy w głowie, oczy są i mnie nie potrzebują. Tak więc patrząc prawdzie w oczy: widać od razu, że prawda nie chce mnie znać albo, że ja nie chcę znać prawdy, bo prawda jest taka, że nic nie będzie, nie zjawi się nic poza obłędem. I z pewnej troski, której resztki prawdzie zostały - nie dopuszcza to tego. Spójrzmy prawdzie w oczy, które od czasu do czasu były uderzane przez moje - produkcja stała się wadliwa, powinno się jej zaprzestać, powinno się przestać kochać, szanować, dotykać wiadomością, nie czekać na wyjazd, na ramię, na uśmiech, na język w okolicy obojczyków, w okolicy serca, kolana, łopatki, ucha, na dłoń w okolicy wszystkich miejsc, które niezaprzeczalnie do prawdy należą. Spójrzmy prawdzie w oczy, które ciągle chyboczą na wietrze pretensji, których nie słyszą, ponieważ chowam je w pamiętniku, w którym każde słowo jest napisane o prawdzie, chociaż niekoniecznie prawdziwe - prawda wyświadczyłaby przysługę (NIEPRAWDA!), gdyby zakończyła to, co jest i czego nie ma już tak naprawdę; o czym tu mówić w ogóle, żeby przypadkiem nie zacząć kłamać? Mogę, patrząc prawdzie w oczy, powiedzieć, że boli nieobecność, że obiecuję sobie każdego dnia ''odejdę'', zabiorę paciorki wspomnień, które po sobie zostawiłam, zabiorę dalekobieżne pociągi, którymi przyjeżdżałam, zabiorę wahania, niezdecydowania, dotykania, ciepłe ciągle słowa i odejdę. Później, kiedy decyzja podjęta, klamka zapada, jedna noga na zewnątrz - dopada mnie prawda. Prawda boli i prawda jest taka, że bez prawdy żyć nie umiem. Jak mówiłam, to byłaby przysługa (NIEPRAWDA!), gdybyś odszedł, prawdo. Bo ja sama nie wiem czy trudniej z prawdą (Tobą) żyć, czy trudniej byłoby z prawdy (Ciebie) zrezygnować. Może gdyby istniał bóg, czyli prawda ponad prawdę, może wtedy modlitwa, sygnały wysyłane w kosmos. A tak tylko prośba: idź; nie odchodź. Nie odchodź, nie odchodź, nie odchodź.

gdyby istniało pytanie

poniedziałek, 23 lipca 2012

Kilka liter różnicy w rozczarowaniu i zaczarowaniu, a czuć rozbieżność, tak jak było czuć w poznańskim powietrzu coś, czego się nie da zapomnieć. Oczywiście nie istnieje, bo nie zostało nazwane, bo nie powiem, Ty też nie, ale zmienia się, nie masz już czasu, chęci, bo jest coś innego, o co się starasz, co myślisz, że się uda, że będzie, zaskoczę, nie będzie, ale przekonaj się sama. Umowne, więc nie podlega dyskusji i z tą umownością przyszło nam się ścierać, nasze dłonie jako papier ścierny - dziury do krwi, mięso, myśl prawdziwa dopiero pod skórą. Nie miej pretensji, ja nie mam, a to Ty odchodzisz; nie ja; nie ja. Nie poszłam. Albo poszłam w drugą stronę, ale miało się nie zmienić, nie wyolbrzymiaj, bo nie każdy mur da się przebić, pamiętaj. Lepszą wizją było dla mnie nawet do lustra mówienie ''have a fun'' i kończenie kolejnej puszki niż zmaganie się tam z obrazem, którego nienawidzę, który kradnie Ciebie, która denerwowałaś się, gdy podobny kradł mnie, a teraz nawet nie próbujesz zrozumieć i nie wyskakuje z ust pytanie o samopoczucie, bo znasz tylko zdania, w których główną składową jest sama wiesz co i rzygać mi się chce na samą myśl, a co dopiero, kiedy słuchałam. Omamiona nie wiadomo czym, szkoda, że tracisz głowę, autonomię i, że zdanie, które masz na wiele tematów jest nie Twoje, tylko przyjęte od tej dyktatorskiej postaci, tyrana wszystkich znajomości, nie widzisz tego jeszcze, prawda, że chodzi o to, co się z Tobą dzieje, że nie ma pretensji nikt o to, że to jest, ale, że zabiera nam Ciebie, a Ty się godzisz, bo nie chcesz wiedzieć, żeby nie musieć nic robić, wygodne. Mi chyba szkoda zachodu i każdej innej strony świata, ale spokojnie, nie pójdę. Po prostu poczekam, aż zobaczysz, zrozumiesz i będziesz chciała wrócić. Ostrzegam tylko, że poza mną niewielu zostanie, więc może opamiętaj się w końcu, bo z dłonią w nocniku nie będzie przyjemnie. Niezmiennie - kocham.

piątek, 20 lipca 2012

dwa kąty do wyboru; biegun jako przywilej odchodzących.

środa, 4 lipca 2012

''To moja wina i mogę ją zrzucić na kogo zechcę'' powiedział pewnego razu Homer i maksymę tę wyznaje teraz połowa narodu polskiego, do której słowom tym udało się dotrzeć. Nie krytykuję, bo mnie to interesuje mniej niż wiersze Szymborskiej, nie moja sprawa, nie mnie rozliczać, ale swoją winę mam też i zastanawiałam się ostatnio co z nią zrobić. Dzień był deszczowy, brak sennych rusałek, kochało się tylko dla siebie, milczało za innych, którzy głośno wykrzykiwali brednie i wyczekiwało końca świata. Wtedy z ekranu jak nie ruszyło na mnie pędem owo zdanie, jak nie huknęło, nie ryknęło, nie uderzyło w skroń. Człowiek spokojnie usiadł w fotelu i biadolił matce, że ludzie są tacy głupi i jak oni mogą, a musiał przerwać swe rozważania na rzecz winy noszonej w sobie, skrytej głęboko, niedopuszczanej do świadomości, ale istniejącej mimo i wbrew. Wygodnicki Homer daje pomysł i już, już chciałam powiedzieć ''mamo, to nie ja to spierdoliłam, Ty przecież wiesz, że się starałam, że nie chciałam, ale się nie dało. że moje zaciśnięte w bólu i złości oczu pięści nic tu nie poradziły, że na staraniach jak zabłocki na mydle, bo ja chciałam, ale co ja mogę sama? mamo?'', kiedy uświadomiłam sobie ważną rzecz. Do bycia wygodnym potrzeba dwóch cech: pracowitości i pewnego, paradoksalnego altruizmu. A ja zbyt leniwa jestem, żeby w kogokolwiek moją winę ciskać i egoistyczna zbyt, by się dzielić czymś, co należy do mnie. Dlatego moja wina, moja wina, znowu moja bardzo wielka wina. Nie mam siły żyć wygodnie, a takim jak ja, to zawsze wiatr w oczy, ale nie będę się degradować do poziomu Simpsona. I to nie wynika z wielkiej odpowiedzialności bynajmniej, moralnych wartości, wpływu boga jakiegoś, jakiejś religii czy innych pierdół. Ja jestem nadgryzione, robaczywe jabłko, któremu się nie chce użerać z jeszcze bardziej próchniejącą jabłonią. No cóż, napisał Goethe: ''Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc wiecznie dobro czyni.'' Mama ani słowa o winie nie usłyszała, a ja poszłam spać. Sen był przyjemny, o winie również, ale tym razem czerwonym.

mało to ciekawe, raczej słabo ujęte i zupełnie nie w moim stylu, jeśli takowy posiadam, ale mnie ten Homer uwierał strasznie. do wszystkich butów wpadł i wyjść nie chciał, trzeba się było pozbyć.
podstrona AUTORKA działająca, spójrzcie z przymrużeniem oka. ja tak robię często - jedno mrużę, bo oba szeroko mieć otwarte, to nakład pracy spory.