środa, 4 lipca 2012

''To moja wina i mogę ją zrzucić na kogo zechcę'' powiedział pewnego razu Homer i maksymę tę wyznaje teraz połowa narodu polskiego, do której słowom tym udało się dotrzeć. Nie krytykuję, bo mnie to interesuje mniej niż wiersze Szymborskiej, nie moja sprawa, nie mnie rozliczać, ale swoją winę mam też i zastanawiałam się ostatnio co z nią zrobić. Dzień był deszczowy, brak sennych rusałek, kochało się tylko dla siebie, milczało za innych, którzy głośno wykrzykiwali brednie i wyczekiwało końca świata. Wtedy z ekranu jak nie ruszyło na mnie pędem owo zdanie, jak nie huknęło, nie ryknęło, nie uderzyło w skroń. Człowiek spokojnie usiadł w fotelu i biadolił matce, że ludzie są tacy głupi i jak oni mogą, a musiał przerwać swe rozważania na rzecz winy noszonej w sobie, skrytej głęboko, niedopuszczanej do świadomości, ale istniejącej mimo i wbrew. Wygodnicki Homer daje pomysł i już, już chciałam powiedzieć ''mamo, to nie ja to spierdoliłam, Ty przecież wiesz, że się starałam, że nie chciałam, ale się nie dało. że moje zaciśnięte w bólu i złości oczu pięści nic tu nie poradziły, że na staraniach jak zabłocki na mydle, bo ja chciałam, ale co ja mogę sama? mamo?'', kiedy uświadomiłam sobie ważną rzecz. Do bycia wygodnym potrzeba dwóch cech: pracowitości i pewnego, paradoksalnego altruizmu. A ja zbyt leniwa jestem, żeby w kogokolwiek moją winę ciskać i egoistyczna zbyt, by się dzielić czymś, co należy do mnie. Dlatego moja wina, moja wina, znowu moja bardzo wielka wina. Nie mam siły żyć wygodnie, a takim jak ja, to zawsze wiatr w oczy, ale nie będę się degradować do poziomu Simpsona. I to nie wynika z wielkiej odpowiedzialności bynajmniej, moralnych wartości, wpływu boga jakiegoś, jakiejś religii czy innych pierdół. Ja jestem nadgryzione, robaczywe jabłko, któremu się nie chce użerać z jeszcze bardziej próchniejącą jabłonią. No cóż, napisał Goethe: ''Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc wiecznie dobro czyni.'' Mama ani słowa o winie nie usłyszała, a ja poszłam spać. Sen był przyjemny, o winie również, ale tym razem czerwonym.

mało to ciekawe, raczej słabo ujęte i zupełnie nie w moim stylu, jeśli takowy posiadam, ale mnie ten Homer uwierał strasznie. do wszystkich butów wpadł i wyjść nie chciał, trzeba się było pozbyć.
podstrona AUTORKA działająca, spójrzcie z przymrużeniem oka. ja tak robię często - jedno mrużę, bo oba szeroko mieć otwarte, to nakład pracy spory.

45 komentarzy:

  1. zgadzam się zarówno z Homerem jak i z Goethe'em. ludzie to bardzo dziwne stworzenia. dużo łatwiej jest dostrzec nam drzazgę w oku człowieka idącego obok, niż belkę tkwiącą w naszym. tak Biblią trochę pojechałam, ale ostatnio słyszałam to w czytaniu (uśmiecham się) i jest w tym naprawdę dużo prawdy. większość z nas uważa siebie za nie wiadomo jak cudownych, wspaniałomyślnych i świętych. a całe zło świata - to nie my.
    jak wywnioskowałam z postu Ty nie masz z tym problemu. a więc mogę Ci tylko pogratulować takiej postawy. ze mną różnie to bywa (uśmiecham się) ale staram się jak mogę pracować nad sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym nawet nie wiedziała, że z Biblii, gdybyś mi nie powiedziała. Ale racja, prawdy jest i to sporo, dlatego lepiej się zająć sobą niż innymi. Z pożytkiem dla obu stron wychodzi.
      Wiesz co, akurat moja samoocena jest wyższa niż Himalaje, ale chyba racja, widzę swoje błędy, wady i przewinienia, przyznaję się do nich i przepraszam, wtedy, kiedy uznaję, że trzeba. Każdy ma co nieco za skórą i im szybciej to odkryje, tym lepiej chyba.

      Usuń
    2. wbrew pozorom w Biblii jest wiele życiowych fragmentów. (uśmiecham się)
      więc tutaj się różnimy... bo moja samoocena trochę kuleje. choć wszyscy mają mnie za bardzo pewną osobę. jestem bardzo krytyczna dla siebie. czasem nawet za bardzo.

      Usuń
    3. nie twierdzę, że nie. przeczytałam kiedyś całą i jako zbiór pewnych zasad bardzo się sprawdza, ale mi jest z religią nie po drodze. jeśli w coś wierzę, to w siebie bardziej.
      ale wysoka ocena niewiele ma wspólnego z brakiem krytycyzmu, jestem po prostu siebie świadoma. swoich zalet i wad, wiem, na co mnie stać, ale znam swoje słabości i stąd wynika siła i pewność siebie.

      Usuń
    4. więc podziwiam Cię...
      co do wiary... wychowałam się w rodzinie niewierzących, ale w pewnym etapie mojego życia poznałam ludzi wierzących. tak głęboko wierzących, że zarazili mnie swoją wiarą. i wiem, że gdyby nie oni, gdyby nie wiara... byłabym teraz zupełnie innym człowiekiem. myślę, że człowiekiem na dnie. oczywiście nie mam na celu Cię nawracać! (uśmiecham się)

      Usuń
    5. nie ma czego, lepiej zrobić coś, żeby podziwiać siebie. na innych szkoda czasu.

      rozumiem. mnie nie wychowywano w żadnej konkretnej religii, dano mi raczej poznać wszystkie, pytałam, chodziłam na msze chrześcijańskie, protestanckie miałam styczność z wyznawcami islamu, ale to nie dla mnie. nie czuję potrzeby. od dna odbijam się sama tak samo, jak sama na nie pracuję. sa-ma, bez sił(y) wyższych/wyższej, kimkolwiek miałby być ten/miałaby być ta na górze. mnie wypełnia literatura, muzyka, ludzie, myśli i na szczęście nie ma tam już miejsca na nic więcej.

      Usuń
    6. dzisiaj nie mam miejsca na myślenie, bo noc i alkoholowa droga krzyżowa dają się we znaki, więc podrzucam tylko link do pewnego artykułu, który świetnie obrazuje moje zdanie na ten temat, a jego ostatnie słowa otwierają kilka wpisów w moim brulionie mówiącym o rzeczach (w sobie) znalezionych. tekst jest naprawdę wciągający, dobrze napisany (bez znaczenia poglądy) i przy okazji wyjaśni Ci moje ''na szczęście''. proszę:

      http://www.wprost.pl/ar/3961/Ostateczna-tajemnica/?pg=0

      Usuń
    7. a więc artykuł niejako odpowiedział za Ciebie samą... przeczytałam. i w sumie nic mnie nie olśniło. sama przez większość mojego życia byłam osobą, która nie miała nic wspólnego z religią. cenię naukę, teorię. do dziś. żyję książkami, filmem. nie oszukuję samej siebie i nie próbuję udawać kogoś kim nie jestem. ale tak: jestem osobą wierzącą. choć nie jestem ortodoksyjna. nie wierzę w każde słowo, które wypowiada ksiądz przy ambonie. jest we mnie bardzo często dużo buntu i sprzeciwu, ale trafiam na ludzi, którzy nawet cieszą się, że się buntuję. prowadzimy bardzo często długie i głębokie rozmowy, akceptując zdanie każdego. tolerując je. nie widzę Boga jako cudownego staruszka pomagającego nam przez całe życie, albo mszczącego się za grzechy naszych przodków - nie, nie. postrzegam Go raczej jako energię, będącą w każdym człowieku. sama możliwość kochania, nienawidzenia, odczuwania przyjemności etc., etc. jest dla mnie pewnym "Boskim" pierwiastkiem. bardzo bardzo długo byłam przy kościele, ale byłam wątpiąca. aż w końcu doświadczyłam rzeczy, których nie wytłumaczy mi nauka. uzdrowienia, opętania - widziałam to. widziałam to na moje własne, sceptyczne jeszcze oczy. i to nie była zbiorowa paranoja. możesz mi wierzyć, albo i nie. szanuję Twoje zdanie. Ty uszanuj moje. jak mówiłam - nie mam na celu chrystianizować tutaj ludzi (uśmiecham się) pozdrawiam Cię!

      Usuń
    8. na marginesie: moi rodzice są buddystami. także wiary katolickiej nie wyciągnęłam z domu. sama do niej doszłam. a moja droga była naprawdę cholernie ciężka.

      Usuń
  2. Zazdroszczę Ci tego, że potrafisz patrzeć na siebie zarówno z pozytywnego punktu widzenia, jak i tego sumiennego, które rozlicza Cię ze złych uczynków. Każdy je popełnia i tak naprawdę nikt nie jest bez winy. Dobrze, że pomimo pomyłek umiesz przyznać się do błędu, przyznać i przeprosić.
    Człowiek czuje satysfakcję kiedy osiąga coś własną i ciężką pracą, a nawet jeśli mu się nie uda ma radość z tego, że próbował i posiadł pewne doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwa sprawa dla mnie, z mlekiem matki prawie wyssałam tę umiejętność patrzenia i widzenia w tym samym momencie, bo rodzice tak robili od zawsze.
      Ale podejrzewam, że się można tego szybko nauczyć. Chociaż to bardzo subiektywne podejrzenie, bo ja się w ogóle szybko uczę życia. Tyle, że po swojemu i nikomu jednak nie polecam po mojemu.
      Faktem fakt, chociaż sytuacja numer dwa zdarza mi się rzadziej. Wiesz, ja jestem z grona tych w czepku urodzonych i do tego zawsze spadających na cztery łapy.

      Usuń
    2. No to musisz mieć nadzwyczajne szczęście. Udaje Ci się wyjść bez szwanku z różnych opresji?

      Usuń
    3. I mam, to fakt. Dlatego mam czas na skupienie się na emocjach, życiu wewnętrznym i czasami chyba z nudów rozdrapuję samą siebie.
      Wiesz, zostają jakieś tatuaże w głowie, jakieś tam przestrogi małe i tyle z tych usterek, które mam ''za karę''. Taki fart życiowy, nawet w sądzie dostałam upomnienie tylko, chociaż spodziewałam się kuratora, jakieś wyjście z narkotyków i inne takie, a niektórzy się z tego nie podnoszą. Ja mam gdzieś w sobie wewnętrzną pewność, że najważniejsze to korzystać z życia, a jak się potknę, to wstanę i finał.

      Usuń
    4. I bardzo dobrą masz postawę, ja z kolei cierpię na coludziepowiedząizm, dlatego nie podejmuję ryzykownych działań i omijają mnie zajebiste chwile z życia.

      Usuń
    5. Ale co z tego, że coś powiedzą? Powiedzą o Tobie, potem o innych i zapomną. Zresztą, po co się przejmować czyimś gadaniem, nie lepiej skupić się na swoich przeżyciach?

      Usuń
    6. Jesteś jedną z wielu osób, od których to słyszałam. Z tym, że u mnie jest dość trudno. Jakoś wyrobiłam sobie dość dobrą opinię wśród społeczeństwa, jestem ,,poważana'' i nie chciałabym tego zjebać. Chociaż czasem mam ochotę odpierdolić coś ,,nowego''. Nie przeklinam z natury, tu musiałam. Widzisz, już mam odchyły.

      Usuń
    7. O matko kochana, aż mnie wbiło w łóżko nieco. Opinia opinią, jak umrzesz to zapomną co o Tobie myśleli szybciej, niż Cię zdążą do końca za kopać. Dla siebie żyjesz czy metek i etykietek, które Ci przyczepiają inni? Dwie ważne sprawy:
      po pierwsze bądź sobą, bo ludzie i tak widzą Cię jak chcą.
      po drugie opinie i poglądy mają to do siebie, że szybko je można zmienić, kiedy zajdzie potrzeba.
      I uwierz mi - nikt nie ma jebanego prawa do oceniania Ciebie, do mówienia czy coś zrobiłaś dobrze, czy źle. Ostateczny rozrachunek przeprowadzisz sama. Bez ludzi. I chyba dobrze by było, gdybyś nie musiała kiedyś patrząc w lustro mówić ''chyba nie o takie życie mi chodziło''.

      Usuń
    8. To prawda, bycie sobą to jedna z najważniejszych rzeczy, bo odgrywanie kogoś kim się nie jest prędzej, czy później wyjdzie na jaw. Podobnie zresztą z uczynkami- każdy z nas ma sumienie- jak sama napisałaś. Trzeba być gotowym na wszystkie ewentualności, ale także liczyć się z tym, żeby samemu być szczęśliwym w swoim malutkim świecie.

      Usuń
  3. No tak. Zamykanie oczu też męczące. A wino czerwone pełen pochwały i ślinki cieknącej z ust. Homer jest nie mój. Goethe może bardziej... za to wina. Tak. Jam winna! Ale nie ukłonię się w pas, bo to moja wina. Ja mam swoją, Ty masz swoją... jaki ten świat cholernie sprawiedliwy.^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Homer też nie mój, ani Simpson z postu, ani tym bardziej ten grecki. Z docenieniem wielkich, których się na ogół przyjmuje za wieszczy mam spory problem i nic ciekawego w homeryckiej poezji nie widzę. To już Tuwim nasz lepszy moim zdaniem był od niego albo Dante.
      Dobrze, że każdy swoją ma, bo jakbyśmy się tak mieli wszyscy rzucić na jedną, to nie byłoby ciekawie. Swoją drogą, śmieszne by to było dość, szarpać się o winę (bo o wino - to jeszcze rozumiem).

      Usuń
    2. O wino na pewno. Winna wolałabym czuć się żadziej, ale tak dobrze to nie ma. CÓż, popieram awers do wieszczy. Ci nasi, polscy, śmieszą mnie jeszcze mocniej.

      O, autorka. Podziwia się, podziwia.

      Usuń
    3. A widzisz, wystarczy świadomość winy/przewinienia/zawinienia oddzielić od obwiniania i czucia się winną, bo to zupełnie dwie różne sprawy dla mnie są. Pirate odpisałam i wyjaśniłam chyba mniej więcej, chociaż o dopuszczeniu do siebie myśli o winie i obwinianiu się oraz wynikających z tego różnicach można książkę napisać. Albo już pewnie jest, bo tych ''mądrych'' to na półkach o psychologii nie brakuje na pewno.

      Najśmieszniejszy jest Kochanowski, słyszę to nazwisko i szlag mnie trafia z miejsca. Matko jedyna, nie wiem jak on zrobił taki fenomen, ale boli i przykro.

      Nie wiem czy jest co, ale miłego podziwiania w takim razie.

      Usuń
    4. winnych wiesza się za ręce do sufitu, a potem mówi że umarli w słusznej sprawie. wolność ich udusiła zapewne.

      gadu:2525591
      fejsbuczek jeszcze nie przetrawiony. mailowy smak w ustach

      Usuń
    5. winnymi są przede wszystkim ci, którzy się różnią. ból. bo się przez to niektórym wydaje, że za bycie sobą płaci się wysoką cenę, właśnie piętna winy.

      nie marudź, tylko zakładaj.
      maile to fajna sprawa w zasadzie, ale nikt nie wysyła. teraz tylko SPAM mi reklamy zapychają, szkoda.

      Usuń
    6. Bycie sobą to trudna i kłopotliwa sprawa. Z tym też miewam problem... i znów wina, bo odważyłaś się inaczej pomyśleć.
      Próbowałam przedrzeć się przez lasy psychologii. Bo Kochanowskiego i jesgo pożal się panie boże (którego nie ma) twórczość w tym jego lesie należałoby zakopać. Tylko głęboko!

      Marudzę, marudzę. Słabo mnie to przekonuje, tak szczerze ;) Ha, winna jestem, bo korzystam

      Usuń
    7. Trudna i kłopotliwa? Nic prostszego przecież! Trudniejsze byłoby dla mnie udawanie, zabawa w maski, kostiumy, makijaże, fryzury. A jeszcze ktoś przystroiłby się w podobne piórka, wtedy już w ogóle koniec świata. Sobą najpewniej i najbezpieczniej dla mnie.

      i zapycha* miało być w moim poprzednim.

      Usuń
  4. a ja jak nikt inny potrafię się obwiniać. nikt mnie tak nie opieprza jak ja siebie. każdy mi dziwi sie o to. Ty bądź inna ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak się wczytać w mój post, to da się zauważyć, że ja właśnie szukam tej winy, że wiem, że jest i, że ja sama siebie osądzam. ale to co innego niż obwinianie się. obwiniają się moim zdaniem ludzie dość słabi psychicznie, którzy za wszystkie krzywdy wyrządzane im i światu biorą odpowiedzialność. a cała zabawa polega na tym, żeby widzieć winę rzeczywistą, żeby widzieć fakty, żeby nie zmieniać w głowie zdarzeń i umieć z tego wyciągać wnioski.

      Usuń
    2. ja się opieprzam gdy wiem, że naprawdę zawiniłam. drobne grzeszki, błądki są tylko grzeszkami, błądkami. jebać je. ktoś mnie też nakłaniał nie? gorzej że sporo rzeczy mi nie wychodzi i to zawsze moja wina. bo ja zawsze muszę coś popsuć.
      żeby nie było nie jestem jedną z tych które będą płakać for example "zerwał ze mną. zerwał! ale to nie jego wina, tylko moja. byłam dla niego nie odpowiednia" ojojoj.. to już przegięcia są xD

      Usuń
    3. o matko, nie wyjdzie, to nie wyjdzie. następnym razem może się udać przecież. nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, mówi się.

      Usuń
    4. no dokładnie :D życie jest krótkie, trzeba korzystać. mówi sie mówi, ale nad dobrym piwem to bym płakała xD

      Usuń
  5. Dobrze Homer mówił. W końcu wszyscy żyjemy po to, by wykorzystywać innych ;] I ich naiwność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mów za mnie, ja nie do końca po to, więc już się tworzy ''prawie wszyscy''. Masz sporo racji. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak nie robię, ale na pewno nie po to żyję, nie to celem, to się robi przy okazji bardziej. I tu się zaczyna pewna wina, której świadomość mam, a, że z nią nic nie robię - inna sprawa.
      Ale nie o samo wykorzystywanie mi chodziło, kiedy pisałam. Chociaż to bez znaczenia, dowolność interpretacji.

      Usuń
    2. Mi również. Hiperbola się kłania. Lubię wyolbrzymiać i koloryzować.

      Usuń
  6. ja nigdy nie zrzucam na innych winy.. to co moje to moje..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i bardzo dobrze, się piwa naważyło czasami, to je trzeba pić.

      Usuń
  7. cwaniak z tego Homera nieziemski. ja chyba jestem jego całkowitym przeciwieństwem, bo szukam winy w sobie. często, nawet w rzeczach zupełnie ode mnie nie zależnych. w tym, że mogłam coś zrobić a nie zrobiłam, że spóźniłam się. Homer ma łatwiej, ja świadomie-nieświadomie robię sobie ciężej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matko, a na co Ci to? są winy rzeczywiste, o tych dobrze wiedzieć, wyciągnąć wnioski i zostawić, ale po co sobie dokładać jeszcze? ja częściej żadnej winy nie znajduję niż się obwiniam i dobrze na tym wychodzę.

      Usuń
    2. to nie jest świadome działanie. po prostu zbyt dużo analizuję. to przez te okropne pytania: może kogoś zraniłam, może powiedziałam coś nie tak, może czuł się przeze mnie zaniedbany?

      Usuń
    3. jeśli zadajesz sobie te pytania, to chyba jednak jest to nieco świadome. tak mi się wydaje, ale nie znam się. mnie niespecjalnie interesuje to, jak się czują ludzie wokół. poza trzema osobami, ale i w tym zainteresowaniu staram się nie przesadzać. co za dużo, to niezdrowo.

      Usuń
  8. Fajny tekst, kiedy go czytałam spadłam z krzesła ze śmiechu :)

    Ja myślę że w dzisiejszych czasach mamy presję żeby pokazać że nasze pokolenie jest najgorszym z najgorszych. Starajmy się my, osobiście być dobrymi ludźmi, więcej nie zrobimy, a może trafimy na swego :D

    -Agasiaczek Bloguje

    OdpowiedzUsuń
  9. Homer wiedział doskonale, co będzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też nie umiem swojej winy, może z egoizmu, zrzucać na kogoś innego. Choć z drugiej strony - dość często mi to zarzucają, zwłaszcza niektórzy, konkretnie jedna właściwie. Ale zrzucać swoją, a uważać, że to nie moje, to przecież dwie równe rzeczy.

    OdpowiedzUsuń