sobota, 10 listopada 2012

Kiedyś wiersz o leżeniu w łóżku razem zaczynał się na stacji Gdańsk Główny, kiedyś Wyżynna, to byłeś Ty, wieża z panoramą na miasto, to byłeś Ty, uciekająca dwunastka, to byłeś Ty, szukanie drzwi na dach, kierunek Zaspa, to byłeś Ty, plaża-Brzeźno, to byłeś Ty, przesypywanie piasku na Westerplatte, to byłeś Ty, parki, uliczki, kawiarnie, to byłeś Ty, trzydziesty dzień listopada, to byłeś Ty, spacer nad jeziorem, to byłeś Ty, herbata w mojej kuchni, to byłeś Ty, przekomarzania i uciekania, to byłeś Ty, spacery po Długiej, to byłeś Ty, zrozumienie, ciepło, to byłeś Ty. Każdy punkt tego miasta, każdy punkt mojego ciała, każde miejsce na mapie ''Gdańsk'' - Ty, Ty, Ty. ''Sex On Fire'', to byłeś Ty, lampka przy łóżku, to byłeś Ty, szukanie dla siebie chwili, dwóch, momentów kilku, to byłeś Ty. Zrozumienie, patrzenie, delikatnienie, to byłeś Ty. Później trzeba było pytać się ''czy wrócisz tu i czy aby na pewno?'', bo wszystko nam się stało niewiadomą. Wrzesień rozczarował, choć miał czarować, oczarowywać, okrzyknąć nas królem i królową świata. Zamiast tego przyszło mi znosić samotne dworce, ulice i noce, zamiast wiadomości od Ciebie - esemesy od Orange, zamiast poranków sennych, spokojnych, kocich - hałas we mnie, bo każda żyła ''Ty'', a Ciebie nie ma, łóżko bez a jednak z wspomnieniem i bolało, piekło, nie mogło inaczej, nie może inaczej, kiedy ktoś znika, kiedy idzie na ochotnika, żeby sprawdzić ile można bez siebie wytrzymać, kiedy jedyne spojrzenia, jakie się wysyła, to przypadkowe mijanki na korytarzu, kiedy wzrok ucieka, trzyma się sufitu, kurczowo gra z podłogą w państwa-miasta (swoją drogą, podłoga to również ważny punkt odniesienia czasu wrzesień-październik, na podłodze się toczyło wielkie wojny o kolejny dzień, na podłodze, w samych drzwiach już, stały nogi, które za nic nie chciały przekroczyć progu, bo tamprzecieżmożnasięspotkać, na podłodze odszukiwania śladów DNA, chociaż to przecież nie ten pokój, nie to piętro, nie to łóżko nawet - misja zakończona fiaskiem. nie było nas tam, jak się okazało po wnikliwych poszukiwaniach i godzinach spędzanych między szafką nocną a oknem). A mimo, wbrew, przeciw logice, na przekór prawom, normom, obyczajom, słowom ''nie, nie uda się, niemaszans, niemawas,'' okazało się, że permanentne stany pełne stresu, tańce lękowe, dance of death w każdym klubie, fajki jedna po drugiej, do filtra, do serca, do wspomnień, piwa z obcymi, obce ciała, obce dłonie, książki połykane, strona za stroną, szukanie mnie, Ciebie, nas, że to wszystko okazało się chwilą, że kiedy trwała, wydawała się wieczna, wiecznie niezapomniana, niemożliwa do przejścia, ominięcia, oplucia, a kiedy minęła - mrugnięcie okiem, mruknięcie ''tak'' i przyzwolenie na siebie, na niebo, na dotyk, na splecenie dłoni, za którymi się tęskniło, na uśmiech, na przerywany o Tobie myślami sen. Że coś, o czym nie wiemy, coś, co się kryje i oby nie był to żaden skrytobójca, że coś jest, jest coś w tej historii, że każdą skałę można skruszyć, a ekstremalne warunki, ekstremalne niejasności, to chyba specjalności nasze. I chyba miałeś rację w czwartkowy wieczór, który to odmienił, chyba mówiłeś prawdę ''to przez listopad'', w listopadzie zwyczajnie nie da się osobno, samemu, bez Ciebie. Chociaż nie jestem, która wszystko zniesie, to obiecuję, że co się stanie już nas nie rozłączy.

a tutaj pytania i odpowiedzi, gry słowne