Spójrzmy prawdzie w oczy; zakładając, że prawdą jesteś Ty - oczy są w kolorze lazuru, którym podkreślam tematy w głowie, oczy są i mnie nie potrzebują. Tak więc patrząc prawdzie w oczy: widać od razu, że prawda nie chce mnie znać albo, że ja nie chcę znać prawdy, bo prawda jest taka, że nic nie będzie, nie zjawi się nic poza obłędem. I z pewnej troski, której resztki prawdzie zostały - nie dopuszcza to tego. Spójrzmy prawdzie w oczy, które od czasu do czasu były uderzane przez moje - produkcja stała się wadliwa, powinno się jej zaprzestać, powinno się przestać kochać, szanować, dotykać wiadomością, nie czekać na wyjazd, na ramię, na uśmiech, na język w okolicy obojczyków, w okolicy serca, kolana, łopatki, ucha, na dłoń w okolicy wszystkich miejsc, które niezaprzeczalnie do prawdy należą. Spójrzmy prawdzie w oczy, które ciągle chyboczą na wietrze pretensji, których nie słyszą, ponieważ chowam je w pamiętniku, w którym każde słowo jest napisane o prawdzie, chociaż niekoniecznie prawdziwe - prawda wyświadczyłaby przysługę (NIEPRAWDA!), gdyby zakończyła to, co jest i czego nie ma już tak naprawdę; o czym tu mówić w ogóle, żeby przypadkiem nie zacząć kłamać? Mogę, patrząc prawdzie w oczy, powiedzieć, że boli nieobecność, że obiecuję sobie każdego dnia ''odejdę'', zabiorę paciorki wspomnień, które po sobie zostawiłam, zabiorę dalekobieżne pociągi, którymi przyjeżdżałam, zabiorę wahania, niezdecydowania, dotykania, ciepłe ciągle słowa i odejdę. Później, kiedy decyzja podjęta, klamka zapada, jedna noga na zewnątrz - dopada mnie prawda. Prawda boli i prawda jest taka, że bez prawdy żyć nie umiem. Jak mówiłam, to byłaby przysługa (NIEPRAWDA!), gdybyś odszedł, prawdo. Bo ja sama nie wiem czy trudniej z prawdą (Tobą) żyć, czy trudniej byłoby z prawdy (Ciebie) zrezygnować. Może gdyby istniał bóg, czyli prawda ponad prawdę, może wtedy modlitwa, sygnały wysyłane w kosmos. A tak tylko prośba: idź; nie odchodź. Nie odchodź, nie odchodź, nie odchodź.
gdyby istniało pytanie
gdyby istniało pytanie